Nie wiedziałam, że o tym marzyłam. Z reguły dobrze wiemy, co by nam się teraz lub w niedalekiej przyszłości przydało.
Otóż nie wiedziałam, że tak wiele zmienia sobota w piżamie do 12.00. Że tak wiele zmienia serial na Netflixie obejrzany w dwa dni. Czekam na kolejny sezon. Mówią, że w klasie maturalnej się nie da mieć życia. Trochę mają rację. Ale trochę też nie mają.
Dlatego łączę, a w zasadzie staram się (chyba z dość dobrym skutkiem) maturę z atrakcjami dodatkowymi. Atrakcjami tymi nazywam np. przygotowanie się do studiów, gdzie matura nie gra głównej roli (uczelnia posiada egzaminy wstępne).
Czasem uda się taki Netflix. I to jest dobre.
Czasem.
No, ale nie psujmy sobie humoru. W końcu wolna sobota, w piżamie – mam nadzieję, że u Was też.
Zjadłam fantastyczne śniadanie z rodziną i przyjaciółką mojej siostry, a potem będę im pomagać kręcić film.
Śniadanie nie było niezwykłe. I właśnie to było niezwykłe.
Film, który będziemy kręcić to ich praca domowa na religię. Jestem pod wrażeniem tych małych istot, które jeszcze wciąż przejmują się szkołą. Wiecie, z perspektywy bycia maturzystką mogę jedynie rzec, że zdecydowanie nie mamy problemu z tym, aby na taką religię nie chodzić.
A one kręcą film.
Tak wiele jeszcze przed nimi. W sercu się uśmiecham. Że jeszcze nie raz dostaną jedynkę, nie wezmę stroju na wf, zapomną o sprawdzianie.
A z czasem przestaną się przejmować, że im nie poszło, przestaną nosić po dwa piórniki i (tak jak ja), będą miały max. dwa długopisy.
Zapomniałam. Najpierw jeszcze będzie istotny korektor. Tak! Cała moja szósta klasa to korektor. Korektor w taśmie, bo ten w płynie jest beznadziejny. I śmierdzi.
Chociaż czasem zdarzało nam się go wąchać.
Tak…
Podsumowując. Siedzę w piżamie i patrzę na to, co już za mną, a przed nimi jeszcze.
Trochę im zazdroszczę.
